Wiele czynników wskazuje na to, że polska gospodarka może w najbliższej przyszłości zmagać się ze spowolnieniem gospodarczym. Media co chwilę donoszą o kolejnych zwolnieniach grupowych lub o planach zamknięcia następnej fabryki. Czy rzeczywiście mamy powody do niepokoju? O sytuacji w polskim przemyśle i w branży produkcji obrabiarek z Przemysławem Kimlą, szefem i założycielem jednej z największych firm produkujących obrabiarki CNC w Polsce rozmawiają Ewa Gardoń i dr inż. Marcin Bieńkowski.
REKLAMA
SUR: W czerwcu 2024 r. wskaźnik PMI dla przemysłu w Polsce wyniósł 45,0 pkt. Jak wiadomo, każdy odczyt poniżej neutralnego poziomu 50 pkt uznawany jest za pesymistyczny. Jaka jest – Pana zdaniem – przyczyna utrzymywania się od wielu miesięcy pesymistycznych nastrojów w polskim przemyśle?
Przemysław Kimla: Jeśli chodzi o wskaźnik PMI, to nie bierze on pod uwagę wszystkich czynników związanych z produkcją, a jedynie odzwierciedla indeksy zakupowe bezpośrednio skorelowane z zakupami dóbr produkcyjnych czy inwestycyjnych. W związku z tym PMI nigdy nie jest w stu procentach obiektywny. Jeśli chodzi o samą produkcję przemysłową, to na pewno czynnikiem ograniczającym aktywność polskiego przemysłu jest stagnacja w Niemczech. Wynika to sąd, że jesteśmy podwykonawcą dla wielu niemieckich firm. Było to bardzo dobrze widoczne podczas kryzysu w 2008 roku, po którym nastąpił bardzo duży napływ zleceń, właśnie z Niemiec. Szukano oszczędności, a polscy podwykonawcy okazali się atrakcyjni pod względem jakości i ceny. Na przykład nasza firma uzyskała wówczas bardzo dużo zleceń na cięcie laserem i usługi pokrewne.
Producenci maszyn zza Odry, mając już ugruntowane kontakty w Polsce, niekoniecznie chcieli wracać do drogich niemieckich podwykonawców. Dzięki temu te wszystkie zlecenia zostały u nas, w naszym kraju, pozwalając na dynamiczny rozwój polskich firm. Obecnie, kiedy widać wyraźnie stagnację u naszych zachodnich sąsiadów, to efekt ten objawia się również spowolnieniem w polskim przemyśle, w tym w zmniejszeniu obrotów. To z kolei generuje słabsze nastroje wśród kadry menedżerskiej, które uwzględniane są w indeksie PMI. Jednak wcale nie jest tak źle, jakby się mogło wydawać. Nam na przykład udało się wejść na rynek amerykański, w związku z tym nie ucierpieliśmy, a wręcz przeciwnie, wciąż się rozwijamy, ponieważ spadki zamówień europejskich zostały z nawiązką zrekompensowane przez popyt w Stanach.
SUR: Jakie są Pana przewidywania co do przyszłości polskiego przemysłu?
PK: Jestem optymistycznie nastawiony co do przyszłości. Parafrazując Warrena Buffetta, śmieję się, że jestem wyrocznią z Częstochowy, ponieważ widzę pewnego rodzaju symptomy zmian na rynku dużo wcześniej, niż pokazuje to wskaźnik PMI. Zanim rynkowe zmiany dotyczące przemysłu zostaną uwidocznione w statystykach, my to widzimy w zamówieniach. Kiedy firmy zaczynają „czuć wiosnę”, to pierwsze, co się dzieje na rynku, to wzrost zakupów inwestycyjnych dotyczących środków produkcji, w tym wyraźny wzrost zamówień na maszyny. I z taką sytuacją mamy teraz do czynienia. Widzimy u nas duże ożywienie, co oznacza, że za rok sytuacja na rynku będzie dużo lepsza niż dzisiaj. Tę prawidłowość obserwujemy od kilkunastu lat i to pozwala na taką, a nie inną ocenę sytuacji. Z niecierpliwością czekam na to, czy i tym razem moja prognoza się sprawdzi.
SUR: A jakie nastroje panują w branży maszynowej?
PK: Od połowy zeszłego roku do marca tego roku obserwowaliśmy spadek zamówień o około 30%. Jednak od miesiąca widzimy już wyraźny wzrost zapytań dotyczących zamówień, co wskazuje, że rynek się budzi. Nastroje są więc zdecydowanie pozytywne – wszystko się ożywia.
SUR: Nie obawiają się Państwo wzrostu cen energii?
PK: Nie, w branży technologicznej ceny energii nie mają aż tak dużego znaczenia. Oczywiście zakłady o dużym zużyciu energii, takie jak huty, cementownie czy – jeśli chodzi o mniejsze firmy – np. piekarnie, mogą odczuć zmiany cen. Obecnie jednak obserwujemy raczej spadek cen energii i gazu po ich wcześniejszych, gwałtownych wzrostach. Co więcej – inwestycje w odnawialne źródła energii sprawiają, że nie ma powodów do obaw o wysokie ceny prądu. Problemem jest raczej dystrybucja niż produkcja energii, a źródła rosyjskie zostały zastąpione przez inne, co zapewnia stabilność dostaw.
SUR: Dziękujemy za rozmowę